To był jeden z tych dni…


Warning: Invalid argument supplied for foreach() in /home/server172928/ftp/migracja/katarzyna11/nowa/blog/wp-content/plugins/better-adsmanager/better-adsmanager.php on line 874
To był jeden z tych dni, kiedy szczęśliwa, aczkolwiek bardzo zmęczona, wracałam do domu. Mój butik, w newralgicznym punkcie Poznania, nabierał wyrazu i stylu. Moje klientki były zachwycone obsługą, a przede wszystkim kreacjami, jakie tworzyłam, z myślą wyłącznie o nich – jak być piękną kobietą, o niepowtarzalnym stylu, niezależnie od figury i wieku. Dzień w dzień na wysokich obrotach, byłam jak w amoku. Ja, Katarzyna, młoda projektantka mody, ciesząca się zaufaniem swoich wiernych i  nowych klientek. Żyłam jak we śnie!
To był jeden z tych dni, dni pełnych wrażeń i zachwytu klientek nad nową kolekcją. Posypały się wywiady do prasy. Wracam późnym wieczorem, zamyślona i nieobecna. Moje auto mknęło pustymi uliczkami. Byłam w totalnej euforii.
Życie potrafi jednak spłatać figla! W takich momentach pokazać, gdzie Twoje miejsce albo pogrozić palcem i powiedzieć: STOP! Egoistko zapatrzona w siebie! A Twoje zdrowie i ciało – to kto? Sługa jakiś? To ciało ma pracować na Ciebie całe życie! Więc dbaj o mnie! Nie wrzucaj we mnie, jak do śmietnika, wszystko, co masz pod ręką! Zacznij myśleć kobieto! Tak ciało krzyczało! Dziś już umiem go słuchać! Wtedy ignorowałam wszystko! W moim najlepszym momencie zbuntowało się. I pewnie nie jestem jedyna z „tych mądrych”, ale jedna z nielicznych – tak myślę –, która przeszła wszystko: lekarzy, którzy szukali choroby, jak igły w stogu siana; ból, rozpacz, cierpienie i brak nadziei… . Przez ostatnie 6 lat myślałam, jakie to niesprawiedliwe, dlaczego ja?! Ciężko pracowałam, nie miałam układów ani „znajomości”, na wszystko musiałam sobie sama zapracować. I to wszystko zaczęło się sypać, schodzić na drugi pan. Kiedy zaczynasz chorować, twoje priorytety się zmieniają.
Od tego jednego dnia wszystko się zaczęło i zmieniło! Nieodwracalnie. Proces, który trwa do dziś. Pokora przyszła sama! Choroba, która wyrzuca swoje objawy na zewnątrz powoduje, że stajesz się bardzo samotna. Nie chcesz, aby ktoś się na Ciebie patrzył, komentował, a tym bardziej współczuł! Bo przecież współczucie powoduje, że rozklejasz się całkowicie.
Wrócę do tego dnia…
Po wejściu do domu nie marzyłam o niczym innym, jak o kąpieli z masażem. Zapaliłam świecie i weszłam do wanny. Relaksując się ciepłą wodą z fantastycznie pachnącą pianką, myślałam o jednym: o dniu następnym! Dziś bym powiedziała, że to chore. Woda wyciągnęła ze mnie zmęczenie, zrelaksowała całe ciało. Stres po całym dniu, minął. Teraz kieliszek pysznego czerwonego wina, miła rozmowa z mężem, a potem zasłużony odpoczynek. Nic bardziej mylnego. To, co zobaczyłam w lustrze, postawiło mnie na nogi. W try miga!
Plamy na twarzy, podobne do liszai. U mnie? Dlaczego? Skąd? Pomyślałam, nic to. Pewnie coś zjadłam na spotkaniu z klientką. To uczulenie. W końcu nie wiemy, co nam podają na talerzach w kawiarni, czy restauracji. Posmaruję maścią i przejdzie.
Rano pierwsze kroki do lustra. Miałam tyle ważnych spotkań i te plamy. Patrzę? Nie ma! Jakie to szczęście. To na pewno była tylko reakcja alergiczna, na coś… .
Przyszły kolejne dni… piękne, pełne wrażeń! Również tych przed lustrem! Co kilka dni powtarzały się „niezidentyfikowane obiekty” na mojej twarzy, waga zaczęła w przyśpieszonym tempie spadać! Chudłam! Naokoło słyszę – jestem za gruba! A ja chudłam! Jakim cudem, skoro mój styl życia nie zmienił się od lat! Zdecydowałam! Zrobię badania i wtedy pozbędę się tego cholerstwa w mig!
Kilka dni później… siedzę w gabinecie, lekarz bardzo uważnie czyta moje wyniki. Nagle…
– Pani Kasiu, nie widzę nic niepokojącego, wręcz przeciwnie, Pani ma wyjątkowo dobre wyniki. Jest Pani zdrowa.
– Zatem dlaczego chudnę i mam te plamy, na twarzy. Pojawiają się coraz częściej!
– Och, Pani Kasiu, pozbędzie się Pani stresu i wszystko wróci do normy.
Pozbyć się stresu… hm… jak? Czy w dzisiejszym świecie, to możliwe? W tempie, w którym przyszło nam żyć?
Wyjechałam na tydzień. Tydzień urlopu! Wróciłam po dwóch dniach! Nie mogłam leniuchować! Przecież miałam butik, nową kolekcję i mój czas! Nic bardziej głupiego nie mogłam zrobić! Powróciła wysypka, stany podgorączkowe, a waga… o rany, tak szczupła, a właściwie chuda jeszcze nie byłam!
Była kiedyś taka piosenka „pojawiasz się i znikasz, i znikasz….”, ona dotyczyła kobiety, a w moim przypadku pojawiały się i znikały objawy! Organizm to najmądrzejszy mechanizm, jaki udało się Panu Bogu stworzyć! To bestia, która albo Cię bezgranicznie kocha albo karze… .
Dziś już wiem, że ta bestia nauczyła mnie pokory, słuchania swojego organizmu, a przede wszystkim uratowała mi życie!
Zachęcam do czytania moich kolejnych felietonów na blogu. Zobaczysz, jak wygląda walka o życie, jak z takimi, jak ja, radzi sobie medycyna i czy naprawdę sobie radzi, i czy słuchanie swojego ciała jest jedynym lekarstwem na zdrowie?
Przeprowadzę niektórych z Was przez proces leczenia, opartego na moim doświadczeniu.
Komentarze

Może ci się spodobać również